Kody kulturowe

(Nie) potrzebny bagaż?

Horyzonty polonistyki
   Tematy poruszane w tym artykule  
  • Definicja i zrozumienie kodów kulturowych według Clotaire’a Rapaille’a oraz ich wpływ na interpretację rzeczywistości.
  • Wdrażanie różnic kulturowych i globalizacyjnych procesów w interpretację kodów kulturowych.
  • Użycie kodów kulturowych do analizy stereotypów i klisz w literaturze.
  • Właściwości kodyfikacji cielesności i płci w literaturze jako narzędzie krytyki społecznej.
  • Znaczenie kodów kulturowych dla podmiotowości i tożsamości w obliczu współczesnych przemian społeczno-kulturowych.

 

Kod kulturowy - co to?

Kod kulturowy według Clotaire’a Rapaille’a jest znaczeniem, jakie nieświadomie przypisujemy danej rzeczy. Inaczej mówiąc, jest to ogólna definicja tego, jak w danej kulturze jest postrzegane konkretne zjawisko lub przedmiot. Wyróżnić możemy zatem kody werbalne, materialne, związane z zachowaniami, ubiorem i mową ciała, a także kody tekstowe i interpretacyjne. Tym samym kody kulturowe pozwalają zrozumieć otaczającą nas rzeczywistość i dostrzec różnice w interpretacji określonych zjawisk między odmiennymi kulturami. Aby jednak właściwie odczytywać kody, potrzebne są wspólny język oraz kształtujące obszar kulturowy doświadczenia i wiedza. Repertuar – przynajmniej do tej pory – budowały przede wszystkim (łatwo rozpoznawalne) motywy baśniowe, malarskie, rzeźbiarskie, mitologiczne, religijne, dzieła literackie czy postaci kultowe lub historyczne. Hybrydyzacja, supermarketyzacja i komercjalizacja kultury, jak pisze Witold Kawecki, spowodowały „przeniesienie wzorów zachowań charakterystycznych dla relacji ekonomicznych (…) na pozaekonomiczne, w tym kulturowe zachowania ludzi”. Przekształcenia rzeczywistości – co oczywiste – pociągnęły zatem za sobą (dez)aktualizację kodów. Warto więc zapytać, czy dziś, skoro kodem kultury może być niemal wszystko, da się jeszcze mówić o uniwersalnych kodach? 

POLECAMY

A jeśli tak, to jak na nie oddziałują zachodzące w przestrzeni kultury interakcje i przekształcenia? Jaki wpływ ma na nie multikulturowa, odzwierciedlająca procesy globalizacyjne synergia? Ciekawych wniosków dostarczyć mogą teksty literackie, które będąc silnie zakotwiczone w języku i kulturze, ukazują stereotypy i klisze (językowe, społeczno-obyczajowe, kulturowe). Proponuję zatem spojrzeć na kody kulturowe jako na pojawiające się w prozie klisze, które sprawiają, że interpretujemy dany utwór przez pryzmat schematów obnażających szablonowe wzory myślenia. Owe schematy sprawiają też, że ufundowane na tych samych wyobrażeniach, motywach, znaczeniach opowieści są do siebie niezwykle podobne. Najbardziej, moim zdaniem, widoczne jest to w przypadku prozy (e)migracyjnej, postzależnościowej i feministycznej. 

Kod kulturowy Polaków. Emigracja 

Jednym z najbardziej istotnych problemów społecznych XXI wieku stało się emigrowanie/migrowanie w celach zarobkowych, zwłaszcza do Wielkiej Brytanii czy Irlandii. Prowokowanie socjologicznych dyskusji (dzięki medialnym donosom w rodzaju „wyjechało dwa miliony najzdolniejszych”) sprawia, że problem ten nieustannie obecny jest w naszym życiu publicznym. Polacy, chcąc poprawić swój materialno-społeczny status, dają się uwieść omamom sennym o „lepszym” życiu i karierze „od pucybuta do milionera”. Swego rodzaju „raportami znad zmywaka” opisującymi codzienne zmagania z rzeczywistością są liczne blogi, fotoblogi i książki prozatorskie, w których autorzy starają się – mniej lub bardziej zmyślnie – (i)grać z emigracyjnymi schematami. Nie koncentrują się na tęsknocie za krajem czy bliskimi, ale relacjonują „tu i teraz”, na które składają się m.in. doświadczanie obcości i trudy wrastania w nową rzeczywistość czy opisywanie kondycji przybysza, turysty, osoby przebywającej na delegacji. Dość wspomnieć choćby:

  • Global nation. Obrazki z czasów popkultury (2004) Grzegorza Kopaczewskiego,
  • Anioły i świnie. W Berlinie! (2005) Brygidy Helbig,
  • Panią na domkach (2006) Joanny Pawluśkiewicz,
  • Hotel Irlandia (2006) Joanny Słabuszewskiej-Krauze,
  • Dublin. Moja polska karma (2007) Magdaleny Orzeł,
  • Zajezdnię Londyn (2007) Aleksandra Kropiwnickiego,
  • Socjopatę w Londynie (2008) Daniela Koziarskiego,
  • Egri bikaver (2009) Łukasza Suskiewicza,
  • Karpie, łabędzie i Big Ben (2009) Ady Martynowskiej,
  • Polską szkołę boksu. Powieść emigracyjną (2009) Adama Miklasza,
  • Przebiegum życiae czyli kartonowa sieć (2009) Piotra Czerwińskiego,
  • Przystupę (2007) i Nielegalne związki (2010) Grażyny Plebanek,
  • Irlandzki koktajl (2010) Gosi Brzezińskiej,
  • Klub Matek Swatek. Operacja: Londyn (2011) Ewy Stec,
  • Afrykańską elektronikę (2013) Jana Krasnowolskiego. 

Czy dziś, skoro kodem kultury może być niemal wszystko, da się jeszcze mówić o uniwersalnych kodach? A jeśli tak, to jak na nie oddziałują zachodzące w przestrzeni kultury interakcje i przekształcenia?


W przypadku tych opowieści mamy, najogólniej rzecz ujmując, do czynienia z dwoma schematycznymi wariantami opowieści.

Pierwszy – rzadszy, „pozytywny” wzorzec traktuje emigrację jako swoistą przygodę, która pozwala uwolnić się od dotychczasowych obowiązków i narzuconych rygorów. Na przykład w Eqri bikaver Łukasza Suskiewicza czytamy o młodziutkiej dziewczynie, która „piszczała, że nigdy jej tak dobrze nie było. Nie ma wprawdzie pracy, ale czuje się super, hiper. Mieszkają w dziesięć osób, codziennie ktoś przynosi winko albo dymka. Jest luz. Nie to, co w domu. Może spać, do której chce. Chodzić na impry. I wracać rano. Megawypas. (...) Spotkałem też takich, którzy się urządzili. Łatwo ich było poznać, bo zachowywali spokój. Nie biegali po mieście, nie bali się własnego cienia, tylko robili swoje”

Drugi – znacznie częściej spotykany – wzorzec, który został mocno zakotwiczony w realizmie rodem z XIX wieku, ujmuje z kolei emigrację jako „zło konieczne”. Narrator Polskiej szkoły boksu Adama Miklasza będzie przekonywał: „Ten świat zastany w Anglii był dla mnie jedynie nieprzyjemną atrapą, przymusowym obozem karnym, więzieniem, w którym będę przybywał kilka miesięcy i wypełniał najprostsze zadanie uciułania tyle, ile się tylko da”. W tych opowieściach nie tyle będzie chodziło o (do)określanie – jak to miało miejsce choćby we wczesnej prozie Zbigniewa Kruszyńskiego, Janusza Rudnickiego czy Bronisława Świderskiego – narodowej tożsamości, ile o krytykę konsumpcjonizmu i feminizmu. Marzenia niezwykle szybko bowiem zamieniają się w koszmar, którego głównym źródłem jest oparta na wyzysku i poniżeniu praca zarobkowa. Polacy – jak przypomina w Przebiegum życiae... Piotr Czerwińśki – „szorują kible albo myją gary, albo kładą cegły”. Dumni, ksenofobiczni, zawistni, gotowi na wszystko, przywiązani do (zwłaszcza romantycznej) tradycji i silnie zakompleksieni, ledwo wiążą koniec z końcem i tłumaczą sobie upokorzenia we właściwy sobie sposób. Bohaterka powieści Dublin. Moja polska karma Magdaleny Orzeł 
skonstatuje: „Początkowo te pochwały zaskakują, bo Polak za granicą wciąż ma opinię złodzieja i zwykłego robola, co ani be, ani me, tylko chla. 
A tu jednak jacyś specjaliści się zjechali, co drogi budują, ludziom leczą zęby, znieczulają profesjonalnie w szpitalach, rysują projekty, piszą doktoraty, cegłę do cegły fachowo przykładają i hydraulikę robią bez kitu (...) I za to nas uczciwie chwalą, płacą i zapraszają. A u nas już uśmieszek szyderczy. Jacy my, Polacy, wspaniali jesteśmy! I wiadomo, że bez nas to nie tylko Dublin, ale w ogóle Europa by rady nie dała. My, Polacy, co zawsze jesteśmy jakimś przedmurzem, fundamentem i podporą! My, Polacy, z głęboko skrywanym kompleksem Europy”

Echa romantyzmu uobecniają się w prozie (e)migracyjnej najsilniej. Bohaterowie Przebiegum życiae... Czerwińskiego nieprzypadkowo – jak mogłoby się zdawać – noszą imiona Gustaw i Konrad. Ekonomista Gustaw wyjeżdża, bo w Polsce stracił wszystko: dobrze płatną pracę w kor-poracji i rodzinę (żona porzuca go, zabierając ich dwie córki). Konrad z kolei jest absolwentem uczelni, dla którego nie ma w kraju pracy. Dublin rewiduje ich iluzje, nadzieje i ambicje. Obydwaj, pracując jako śmieciarze, żyją z dnia na dzień i za wszelką cenę starają się przetrwać. Ale czy przeistaczają się  w bohaterów, którzy cierpią za miliony i wiążą swój los z losem ojczyzny? Oczywiście, że nie. Czerwińskiemu nie tyle bowiem chodziło o nawiązanie do romantycznego dziedzictwa, ile o obnażenie swoistej powszedniości tego typu przypadków. Wykorzystanie nacechowanych imion bohaterów ma zatem jedynie „luźno” nawiązać do wzorców romantycznych, silnie zakorzenionych w opowieściach problematyzujących Wielką Emigrację.

Patriotyzm 

Nie oznacza to jednak, że „romantyczny paradygmat” (którego w połowie lat 90. XX wieku zmierzch ogłosiła Maria Janion) przebrzmiał. Wśród kodów kulturowych wykorzystywanych przez współczesnych pisarzy znajdują się, co oczywiste, kwestie patriotyczne. Wśród postzależnościowych opowieści warto wymienić m.in.:

  • Wojnę polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną (2002) Doroty Masłowskiej,
  • Biało-czerwonego (2007) Dawida Bieńkowskiego,
  • Nehalo (2006) Ignacego Karpowicza,
  • Żydówek nie obsługujemy (2005) Mariusza Sieniewicza,
  • Włoskie szpilki (2011) Magdaleny Tulli,
  • Utwór o Matce i Ojczyźnie (2008) Bożeny Umińskiej-Keff.

Mimo znaczących różnic wszystkie te powieści łączy wrogość względem obcych i wiążące się z nią poczucie wspólnoty wobec kojarzonej z zagrożeniem Inności. Mocno podkreślany podział na „swoich” i „nie-swoich” uobecnia się zwłaszcza w przypadku Silnego – bohatera Wojny polsko-ruskiej..., który odczuwa nienawiść do wszystkiego, co obce, utożsamianego tu przede wszystkim z „Ruskim”. Z kolei w przypadku prozy Karpowicza wrogiem, którego oskarża się za wszystkie niepowodzenia, są Żydzi czy Ukraińcy. Podobnie rzecz ma się u Bieńkowskiego, u którego pojawia się Dziadek-Ojciec stawiający znak równości między zawartym z innymi kompromisem a zdradą: „Kiedy wszyscy ci szubrawcy sprzedali się Moskalowi, Prusakowi, Austriakowi i nawet chyba Czechom! Tfu, co za obrzydliwość, nawet Czechom! I chcieli się ci zdrajcy układać, rozmawiać, szukać kompromisu. Ale my powiedzieliśmy: dość! Bóg, honor, ojczyzna! Żadnych rozmów, żadnych układów, żadnych reform! Krzyż i szabla”. Przywołana konstatacja jest „zlepkiem” historycznych doświadczeń (epoki romantyzmu, czasów wojennych czy Polski Ludowej), z których wyłania się jeden wniosek: konszachty z wrogim Obcym powinny być napiętnowane. Chodzi jednak nie tylko o układy zawiązywane z zagrażającymi naszej narodowej tożsamości najeźdźcami, ale także z jednostkami zdefiniowanymi jako słabsze. Zdaniem Hanny Gosk, „subaltern, by zaistnieć, potrzebuje nie tylko gnębiącego opresora, którego mógłby nienawidzić i obciążać winą za własne nieszczęście oraz podrzędną pozycję (...), lecz i kogoś, kogo zdefiniuje jako gorszego, słabszego od siebie, by móc, niejako zastępczo, odreagować własną frustrację i... dowartościować się, upodmiotowić jego kosztem”. Wrogiem zatem może być nie tylko inna nacja, ale także homoseksualista, euroentuzjasta, kapitalista, „katopolak”, „komuch” czy kobieta. 

Kod kulturowy i kobiety - feminizm

Truizmem jest dziś stwierdzenie, że źródła opresji, jakim poddawane są kobiety, definiuje się na rozmaite sposoby. Raz za dyskryminację „płci pięknej” obwinia się nierówność w dziedzinie praw obywatelskich i edukacji, innym z kolei razem – płciowy podział pracy, jeszcze innym – seksizm. Bez względu jednak na przyczyny ucisku w kobietach podsyca się świadomość konieczności mówienia „wspólnym głosem”. Dzieje się tak głównie z powodu generowania uogólniających konstatacji, zgodnie z którymi – jak przypominała Joanna Mizielińska – „każda kobieta jest w głębi taka sama, zaś los jednej jest symbolicznym losem każdej”. W efekcie uobecniające w swych książkach feministyczne hasła pisarki, przechwytując „męski dyskurs”, tematyzują m.in. relacje erotyczne.

Nie dzieje się tak bez powodu. Inga Iwasiów twierdziła, że „Przez ciało patriarchat wyrażał swoje fantazmaty, mity, władzę. Odkodowując ruchy znaczeń, mamy nadzieję na dotarcie do reguł, które chcemy zdemistyfikować, rozmontować. Trudno jednak nie zauważyć, że ten ruch uwalniania ciał z fantazmatycznego uścisku skutkuje eksploatacją i nadreprezentacją cielesności”. Tropy cielesne nie tylko są znakiem różnicującym płeć, ale także – jak przekonywała badaczka – „swego rodzaju tarczą dla symbolicznych gier patriarchatu”. W rezultacie literackie reprezentacje erotyzmu zostają – bo zostać muszą – w określony sposób sprofilowane. Wszak, jak konstatował Dariusz Nowacki, przedstawienia nieideologiczne, nieperswazyjne, a zatem przezroczyste nie istnieją. Jedną z konsekwencji takiego stanu rzeczy jest – jak z kolei zauważył Przemysław Czapliński – zmiana języka przemocy na język erotyki, który staje się jednym z narzędzi krytyki porządku społecznego.

Jednakże mimo iż pisarze zaopatrują swoje narracje erotyczne w „nadwyżki znaczeniowe”, to większość polskich powieści przedstawia nastawienie tendencyjne, problematyzując przede wszystkim „wstręt, uległość, (samo)poniżenie”. Chodzi bowiem o to, by podkreślić (odmienianą przez wszystkie przypadki) kobiecą martyrologię. Dość przypomnieć m.in.:

  • Dla mnie to samo (2006) lub Teraz (2009) Agnieszki Drotkiewicz,
  • Kobietę i mężczyzn (2007) Manueli Gretkowskiej,
  • Katonielę (2007) Ewy Madeyskiej,
  • Numer zerowy (2007) Pauliny Grych,
  • Faustę (2010) Krystyny Kofty,
  • Trzepot skrzydeł (2008) Katarzyny Grocholi.

Katolicyzm - czy ma wpływ na postrzeganie kobiet?

Większość spośród wyżej wymienionych tomów prozatorskich wpisuje się w radykalną krytykę polskiego katolicyzmu, w nim właśnie dostrzegając jedno z głównych źródeł ucisku kobiet. W konsekwencji tego – na przykład – jedną z opisywanych przez Gretkowską w Kobiecie i mężczyznach par jest małżeństwo Joanny (wzorcowej matki-Polki) i Marka (ortodoksyjnego katolika), które żyje w pozornej harmonii, będąc połączone trójką dzieci. Rozpada się jednak z winy mężczyzny, który wdaje się w romans z dentystką. Co warto zaznaczyć, zwykle małżeństwo pokazywane jest jako transakcja handlowa, zaś satysfakcja czerpana ze związku nie jest w pełni możliwa, ponieważ kobiety wierzą w bajki, w księcia na białym rumaku i happy endy; mężczyźni z kolei rekompensują sobie krzywdy doznane w dzieciństwie, nieustannie tłumiąc emocje. W Miłości po polsku Gretkowskiej czytamy: „(Mężczyźni) udają, że są twardzi. W rzeczywistości cierpią. Z biegiem czasu cierpią na utajoną depresję, przed którą się destrukcyjnie bronią: alkoholizmem, karierą, romansami, narcyzmem. Nasze męsko-polskie błędne koło: Chłopiec hodowany na prawdziwego mężczyznę broni się przed okaleczeniem, pogrążając w rozpaczliwej destrukcji”.

Wpływu katolicyzmu na polską mentalność nie można zlekceważyć. Wszak w ostateczności w wielu wypadkach dopuszczający się zdrad bohaterowie wybierają stabilizację rodzinną. Wpisujący się weń wzorzec matki-Polki jest na tyle silnie ugruntowany, że nawet postępowa Megi czy nowoczesna femme fatale, jaką jest Andrea z powieści Nielegalne związki Grażyny Plebanek, w finale opowiadają się za macierzyństwem i domowym zaciszem. 

***

Kody kulturowe - podsumowanie

Mimo iż kody kulturowe wydawać się dziś mogą (nie)potrzebnym bagażem, przestając być ponadpokoleniowym językiem uniwersalnym, to jednak ich wpływu nie sposób pominąć. Łącząc przeszłość z teraźniejszością, są podstawą naszej tożsamości. Stając się przezroczyste, nie zawsze (zwłaszcza dla młodego pokolenia odbiorów) czytelne, ale niezmiennie są obecne. Rację ma zatem Ignacy Karpowicz, powiadając, że „Nic już nie zdarza się po raz pierwszy, tylko powtarza do bólu i znudzenia”

Dzięki kodom kulturowym możliwe okazuje się (de)stabilizowanie opowieści na temat tego, co dla nas najważniejsze: podmiotowości (indywidualnej i zbiorowej), ojczyzny, doświadczeń traumatycznych, wykluczenia czy obcości. Wszak kody kulturowe wykorzystywane w celach prześmiewczych bywają gorzką (auto)diagnozą naszej współczesnej kondycji. 
 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI