Jest Pan ostatnimi czasy jednym z najczęściej nagradzanych i nominowanych poetów w najważniejszych konkursach literackich w Polsce, zarówno w tych o ugruntowanej już pozycji (Nagroda Fundacji im. Kościelskich, Nagroda Literacka Nike, Wrocławska Nagroda Literacka „Silesius”), jak i w tych najmłodszych (Nagroda im. Wisławy Szymborskiej). Jak postrzega Pan zmieniający się, polski i zagraniczny rynek nagród literackich i czy przywiązuje Pan do niego wagę jako poeta? James English na przykład, odnosząc się do globalnego wymiaru nagród nazwał go w Ekonomii prestiżu międzynarodowym sportem, który posiada silny kapitał symboliczny.
POLECAMY
– Proszę pozdrowić pana Englisha i życzyć mu ode mnie symbolicznych sukcesów we wszystkich konkurencjach, które uprawia. Nie wiem, jak elastyczne są dla Pani pojęcia „ostatnich czasów”i „najczęściej nagradzanych”, ale muszę tu uściślić: w obecnym stuleciu przyznano mi jedną nagrodę, Silesiusa. Bo na przykład wspomniana Nagroda Kościelskich to lata 90. ubiegłego wieku. Natomiast rynku nagród nie śledzę, bo nie mam czasu. Jestem łasy na nagrody i gdyby istniało niebezpieczeństwo, że przegapię jakąś przyznaną właśnie mnie, to pewnie bym śledził. Na szczęście wszystko jest bardzo dobrze zorganizowane i laureat czy nominant zawsze zostaje powiadomiony na czas. Swoją przedostatnią książkę poetycką, Pod światło, wydałem sobie sam kilka lat temu, więc sam też wysłałem ją na tych pięć konkursów. I to było niedobre, bo mi się utrwaliły w pamięci te wszystkie terminy, ci jurorzy, te su...
Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 6 wydań magazynu "Polonistyka"
- Dostęp do wszystkich archiwalnych artykułów w wersji online
- Możliwość pobrania materiałów dodatkowych
- ...i wiele więcej!