Jak to jest z tym czytaniem (i mówieniem)?
Słownik języka polskiego definiuje leksykę m.in. jako „zasób wyrazów jakiegoś języka; słownictwo”1. Wydawać by się mogło, że zasób słownictwa Polaków jest bogaty, czego dowodem są przecież obszerne słowniki, po które sięgamy w chwilach językowego zwątpienia. Niektóre z nich, jak np. Wielki słownik ortograficzny PWN pod red. E. Polańskiego (Warszawa 2003) zawiera w sobie blisko 150 tys. haseł. Biorąc pod uwagę fakt, że na język polski składają się różne jego odmiany, np. środowiskowe czy zawodowe, oraz że nieustanie „wchłania w siebie” zapożyczenia, to żaden Polak nie powinien mieć problemu z logicznym formułowaniem swoich myśli. Zestawiając jednak tę hipotezę z wynikami badań czytelnictwa Biblioteki Narodowej za rok 20182, sprawa z zasobem leksykalnym naszych rodaków nie jest już tak jednoznaczna. Z raportu bowiem wynika, iż 37% badanych zadeklarowało przeczytanie jednej książki, a tylko 9% przeczytało ich więcej niż siedem. Statystycznie kobiety przeczytały więcej książek niż mężczyźni. Badanie pokazuje, że najwięcej Polacy czytali do roku 2004, po którym nastąpił wyraźny spadek. Oczywiście w tym miejscu moglibyśmy utonąć w pesymistycznym peanie, zrzucając odpowiedzialność za taki stan rzeczy m.in. na reformę edukacji, bowiem rzeczywiście trudno zachęcić „internetowego nastolatka” do przebrnięcia przez W pustyni i w puszczy czy zrozumienia walorów Qua vadis. Mimo tego zadaniem współczesnego polonisty nie jest „płakanie nad rozlanym mlekiem”, tylko spowodowanie, by to rozlane mleko nie skwaśniało. Innymi słowy, zabierając uczniów w czasie 45 minut w podróż po swoim literackoczytelniczym świecie, musimy maksymalnie wykorzystać to, na co mamy wpływ, dodając do tego swój potencjał i zapał. Prawda jest taka, że jeżeli chcemy coś osiągnąć, musimy być wiarygodni...