Zdarza się, że jako nauczyciele dostrzegamy rzeczy, które mogą umykać rodzicom i opiekunom naszych uczniów. Spędzamy przecież z tymi samymi dziećmi i tą samą młodzieżą po kilka, a czasem i kilkanaście godzin w tygodniu. Wydawać się więc może, że doskonale znamy ich zachowania, wiemy, czego można się spodziewać i oczekiwać. To pierwsza pułapka, w jaką wpadamy jako nauczyciele, gdy zaczynamy bazować na wyobrażeniach, nie weryfikując ich w rzeczywistości. Nie ułatwia tego ani rytm dnia wyznaczany przerwami od lekcji, ani przestrzeń do życia między pokojem nauczycielskim a salą dydaktyczną. Druga pułapka, w jaką możemy wpaść już na początku naszej zawodowej drogi, to przeświadczenie, że wyraźne odseparowanie tego, jacy jesteśmy w szkole, od tego, jacy jesteśmy poza nią, pomoże nam w grze, jaka toczy się w szkole między różnymi jej uczestnikami. To naiwne przekonanie, choć bywa wzmocnione przez kulturę, w której wyrastamy.
Kiedy jako student polonistyki prowadziłem lekcje pokazowe w liceum, stojąc naprzeciw młodzieży i koleżanek oraz kolegów z grupy, to jednym z największych moich zmartwień nie była realizacja określonych w konspekcie celów dydaktycznych, ale to, czy w sali będzie panował spokój, a uczniowie będą zachowywali się w należyty sposób – czyli nie będą rozmawiać i nie będą zadawać dociekliwych pytań. Wpadłem więc na pomysł, że szacunek zdobędę dzięki używaniu form pan i pani, kiedy będę zwracał się do uczniów i uczennic, a wyznacznikami mojego profesjonalizmu miały być koszula i marynarka oraz przyniesiony ze sobą laptop. Spokój chciałem zbudować poprzez odpytanie jednego lub dwojga uczniów na początku zajęć, a nowoczesnym elementem na spotkaniu miało być użycie rzutnika. Lekcja w ocenie pani metodyk wypadła bardzo dobrze, lecz gdy przeglądałem informacje zwrotne od grupy,...
Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 6 wydań magazynu "Polonistyka"
- Dostęp do wszystkich archiwalnych artykułów w wersji online
- Możliwość pobrania materiałów dodatkowych
- ...i wiele więcej!