Jak opowiadać wciągające historie? Podstawy storytellingu

Polski w praktyce Otwarty dostęp

W poprzedniej części stwierdziłem, że opowiadanie historii polega na zarządzaniu emocjami naszych odbiorców. Wywód zakończyłem zapowiedzią, że następnym razem wskażę emocje najbardziej produktywne w tym zakresie. Do dzieła zatem!

Wydaje się, że trzeba mówić przede wszystkim o czterech reakcjach emocjonalnych na opowieść. Jeśli je potraficie wykreować u odbiorcy, możecie mieć nadzieję na sukces.

Piotr Bucki, na którego powoływałem się ostatnio, podkreślał, że sprzyjają one zjawisku polegającemu na wirusowym rozprzestrzenianiu się w przestrzeni społecznej. O jakich zatem emocjach mowa?

POLECAMY

Na początek: rozbawienie

Otóż tak – wszystko wskazuje na to, że humor jest techniką, która najskuteczniej angażuje uwagę. Myślę tu o takich dyspozycjach psychicznych, jak radość, rozbawienie, wesołość, „głupawka”.

Dowody? Można znaleźć ich całe mnóstwo w kinie. Coraz więcej filmów, nawet tych z tzw. dreszczykiem, jest tak skonstruowanych, żeby co chwilę wywoływać u publiczności śmiech, rechot czy choćby radosne prychnięcie. 

Historia literatury także służy dowodami w sprawie. Wszakże element komiczny odgrywa zasadniczą rolę w tym obszarze. Kto umie budować śmieszne sceny i odpowiednio je wmontowywać w swoje opowieści, ten sprawnie uwodzi publiczność. Rabelais, Cervantes, Szekspir, Molier, Diderot, Fredro, Dickens, Prus, Twain – żeby poprzestać na klasykach, którzy potrafili efektownie rozśmieszać swoich współczesnych.

Ale zapewne najbardziej przekonujący okaże się YouTube, najmodniejsza i najbardziej wpływowa obecnie platforma komunikacyjna. Co tam króluje? Oczywiście, przede wszystkim śmieszne wideo.

Znawcy tematu – np. kognitywiści – twierdzą, że „radość cechuje wysoki poziom pobudzenia”. Rozumiem to tak, że nasz mózg jest niemal bezsilny na tego rodzaju bodźce, musi jakoś na nie zareagować. Bardzo ważną rzecz napisał Noël Carroll w swojej książce poświęconej humorowi: „Czasami emocje mogą zapoczątkować nastrój – nastawienie psychiczne, które tak reguluje postrzeganie i pamięć, by przetwarzały wszystko zgodnie z jego kierunkiem. Na przykład gdy ktoś jest radosny, wszystko wydaje mu się szczęśliwsze. Zrzędliwy sąsiad zdaje się raczej osobliwy niż paskudny. (…) Widać to w odniesieniu do komedii teatralnych i filmowych, gdzie przypadki wesołości podczas otwierających scen wprawiają nas w radosny nastrój, który nie tylko przygotowuje nas na dalsze skecze. Ale także skłania do śmiechu w sytuacjach, w jakich na ogół byśmy się nie śmiali – kiedy widzimy dziwne zachowania aktora, krzywe spojrzenie bądź przeczytanie nieznanej kwestii” [podkreślenia moje – M. L.].

Wyciągnijmy z tego ważny wniosek. Początek opowieści jest niezwykle ważny, bo on niejako programuje kierunek odbioru naszej story. Jeśli zaczniemy od humorystycznych scen, i to nasze poczucie humoru chwyci, wtedy jest duża szansa, że odbiorcy będą reagowali śmiechem na inne kolejne sceny (czasami mniej zabawne).

Ważne jest to, że śmiech jest zaraźliwy. Jeśli np. opowiadamy jakąś historię publicznie, przed szerszym audytorium, powinniśmy mieć świadomość, że rozbawienie szybko rozprzestrzenia się w tłumie. Za pomocą żartu łatwiej poskromimy uwagę widowni. „Bardziej prawdopodobne, że ludzie zaczną się głośno śmiać w kinie, siedząc wśród publiczności, niż kiedy oglądają ten sam film samotnie w domu” – dopowiada Carroll.

Dodajmy, że dobrze obmyślona dowcipna scena czy scenka łatwiej zapada w pamięci. Wspomnijmy chociażby filmy Marka Koterskiego, z „Dniem świra” na czele.

Złość/gniew

Złość jest podobna do rozbawienia w tym, że również bardzo szybko może rozprzestrzenić się wśród szerszej publiczności. Jest bardzo angażująca, łatwo nabiera na intensywności. Storytellerzy lubią wykorzystywać tę emocję, żeby przykuwać odbiorców do swojej opowieści. Dobrym przykładem są tu revenge movies.

Kiedy widzimy, że bohaterowi – czy jego rodzinie – dzieje się wielka krzywda, zaczynamy się z nim identyfikować i kibicujemy mu z wielkim zacięciem, kiedy próbuje dokonać zemsty na agresorach. Nie wiem, jak to jest w Waszym przypadku, ale na mnie działa ten zabieg. Do dzisiaj pamiętam swoje zaangażowanie emocjonalne w trakcie lektury kryminału Stiega Larssona, kiedy czekałem, aż Lisbeth Salander zemści się na swoim okrutnym kuratorze sądowym. A kiedy już to zrobiła, czułem wielką satysfakcję, naprawdę. 

„Złość nie jest jedną emocją, ale syndromem emocji, obejmującym między innymi pragnienie zemsty i oburzenia – pisze Carroll. – Pragnienie zemsty zaś tkwi u podłoża nieskońc...

Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów

Co zyskasz, kupując prenumeratę?
  • 6 wydań magazynu "Polonistyka"
  • Dostęp do wszystkich archiwalnych artykułów w wersji online
  • Możliwość pobrania materiałów dodatkowych
  • ...i wiele więcej!

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI